poniedziałek, 27 lipca 2009

Niedzielne popołudnie

Dlaczego nie oglądam telewizji?

Krótka i jak najbardziej prawdziwa odpowiedź brzmiała by: bo mam internet, i to w miarę szybki. Jak można się przekonać wchodząc tutaj, w internecie można znaleźć znacznie więcej znacznie ciekawszych rzeczy niż jest nam w stanie zapewnić publiczna telewizja (o tej satelitarnej nie wspominam, bo tam mają fajne archiwalne filmy z II wojny i jeszcze lepsze porno).

I na tym mógł bym skończyć mój wywód. Niezbyt głęboki, ale całkiem cool, bo w końcu nie oglądam telewizji,co nie? Ale niestety, po dzisiejszym obiedzie u mojej bratowej została włączona 42 calowa plazma, więc muszę się z Wami, moimi drogimi czytelnikami, podzielić szalenie ciekawymi i ważnymi sprawami które udało mi się przez te kilka godzin obejrzeć.

Na pierwszy ogień idzie pan Szymon Majewski. Kiedyś całkiem śmieszny i przyjemny, dzisiaj prezentuje nam się jako naczelny pajac TuskVisionNetworku. Pomijając fajny krawat i marynarkę, resztę można by spalić, zaorać i posypać solą. Zupełnie już nieśmieszne żarty (pomijając te znalezione w internecie, i to raczej już te sędziwe) w połączeniu z denerwującym stylem pana Szymona wywołują u mnie raczej zażenowany uśmiech aniżeli perlisty śmiech i radość z kolejnego dowcipu o Kaczyńskich. Odcinka nie była nawet w stanie uratować jak dla mnie niezwykła urocza Iza Miko, chociaż fajnie było popatrzeć jak skacze na trampolinie.

Jedziemy dalej, to co lubię najbardziej... serwisy informacyjne!

Najciekawsze rzeczy jakie się dzisiaj dowiedziałem to:

  • Pożar domu w Szwajcarii (może byli tam jacyś Polacy?)

  • Zdechł koń w Zakopanym (Kogo to do chuja obchodzi ?!)

  • 10 lat temu powstał diament wśród gnoju muzyki popularnej – bajlangobajlango!

To tyle jeśli chodzi i wiadomości z kraju i świata.

I to wszystko za nasze ciężko wypracowane pieniądze. No może rzeczywiście ten koń był bardzo fajny, ale jak dla mnie nie na tyle, żeby opłakiwać jego śmierć w serwisach informacyjnych, nawet w tych niedzielnych. I co mnie najbardziej boli, moja uwaga na temat newsów pozbawionych jakiejkolwiek wartości była przyjęta przez rodzinę raczej chłodno. Ale przynajmniej obiadek był wyborny.

środa, 15 lipca 2009

Opowieści zza krzaka

- Dobry wieczór
- (o kurwa) Dobry wieczór!
- A co pan tu na ławce robi?
- Pije piwo panie władzo.
- Tak? To nieładnie, wypiszemy mandacik. 100zł!
- Ale jak to? Dlaczego?!
- Bo nie mamy na paliwo!
- Ja też nie mam, piwo i fajki coraz droższe... Nie zapłacę!
- Pan musi zapłacić! Co z pana za polak?
- Widocznie chujowy!

środa, 24 czerwca 2009

Bimber

„Prawo pędzenia bimbru jest prawem człowieka” – jak zauważył najsłynniejszy polski bimbrownik i egzorcysta.

Podoba mi się takie konkretne prawo. Dzisiaj, przy całej masie praw człowieka i przy całym ogromie wolności (słowa, wyznania, myśli, etc.), gdy chcemy zrobić coś konkretnego, okazuje się, że… nie wolno.

Tak jest i z bimbrem. Nie dość, że na naszym wolnym rynku kupowanie i sprzedawanie go jest zabronione, to jeszcze w całym naszym przestrzegającym podstawowych praw i wolności kraju nie można go produkować nawet we własnym domu, na własny użytek.

Nie zamierzam tutaj nikogo przekonywać, że państwo wcale nie chroni w ten sposób naszego zdrowia, ani że wpływy z akcyzy wcale nie są konieczne do walki z alkoholizmem, bo jeśli ktoś w to wierzy, to tylko jakiś naprawdę ciężki frajer. Tego, jak niszczący wpływ na życie lokalnych społeczności ma wsadzanie do pierdla Bogu ducha winnych emerytów, kontynuujących swoje rodzinne tradycje, też chyba nie muszę wyjaśniać.

Chcę jedynie zwrócić uwagę na pewną, zwykle niedocenianą korzyść płynącą z picia bimbru. Otóż, kupując produkt o niepodwyższonej sztucznie cenie, bądź też próbując własnych sił w dziedzinie domowego gorzelnictwa, człowiek nie tylko oszczędza pieniądze i przyczynia się do rozwoju regionalnej kultury. Poza tymi oczywistymi dobrodziejstwami, bimbrownictwo niesie ze sobą coś znacznie ważniejszego. Udowadnia, że wszystkie nasze prawa i wolności idzie rozbić o kant dupy.

Bo oto te pięknie brzmiące formułki nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Okazuje się bowiem, że z rzeczą najzupełniej normalną w potwornych zamordyzmach, o których mieliśmy okazję uczyć się na lekcjach historii, w Europie XXI wieku musimy schodzić do podziemia.

wtorek, 16 czerwca 2009

Z całym szacunkiem dla Stefana.

Najczęściej jak chcemy napisać coś ciekawego, takiego ze swadą szukamy sobie jakichś fajnych metafor i alegorii, najlepiej takich fikuśnych z odniesieniem do Goethego albo Seneki.

Ja z racji że nie lubię homoseksualistów, a Niemców się nadal boje, wybrałem sobie smutną jak morski wzorek ułożony z antypoślizgowych kafelków, taka dotowaną z pieniędzy z powiatu, uwaga...

Basen jako alegoria życia!*

Wydaje się temat prosty jak beczenie, ot, basen trzeba przepłynąć, życie trzeba przejść, coś się napisze i spokój, no i tak jest rzeczywiście. Tylko nie każdy z nas potrafi pływać , dla przykładu ja pływam beznadziejnie, (jakoś nigdy nie skłoniło to żadnej wyższej władzy do kupienia mi za publiczne pieniądze kółka z kaczuszką, ale nie o tym). Do tego baseny są różnej jakości, na jednych popłyniemy sobie płytką niecką dla niedorozwiniętych, na innych wrzucą nas na głęboką wodę i albo się utopimy, albo nauczymy się pływać. Ciężko pomyśleć o innej możliwości, ale odkąd w rządzie mamy tak tęgie głowy jak Waldemar Pawlak, a naszym najfajniejszym noblista jest (powiedzmy delikatnie "nierozgarnięty") elektryk, wymyśliliśmy coś nowego, polska administracja napełniła basen kisielem !

Pomysł genialny w swej prostocie,bo ratownicy nie będą mieli większych problemów z obserwowaniem nieruchawych sylwetek w kisielu, nieruchawe sylwetki nie będą miały ochoty wyleźć z basenu i ratownikom przeszkadzać (bo ciężko),no i nie potopią się (a jak sie potopią to w tej brei nie będzie widać), a na koniec i tak zapłacą przy wyjściu.
(do tego kisielu nie trzeba wymieniać bo wszystko jest tak mętne że i tak nikt się nie pokapuje że to ten sam)

Parafrazując chrześcijański song "Każdy niesie swój basen" , wiec i Pan i Pani i społeczeństwo. Ciekawe jest, że niektórzy ludzie nie mają pojęcia że może być normalnie i kisiel dajmy na to morelowy, gotowi pomylić z chlorowana wodą. I tak cały elektorat Platformy obywatelskiej, przy wieczerzy plując pomidorową z ryżem na Plazmę (z tańcem z gwiazdami) i meblościankę, będzie wychwalać jak to premier robi dużo a feministki mają coraz lepiej w tym kraju. A panowie policjanci, których spotkałem ostatnio niedaleko domu, będą mi psioczyć że "Na wiejskiej to się wożą nowiuśkimi volvo", po czym przeszukają mi kieszenie i zabiorą 100zł za picie piwa ...

Nikt nie wie co się dzieje, wszyscy mają oczy zalepione kisielem, wszędzie mowa trawa i gówno prawda. Burdel semantyczny, zbrodnia, kara, prawo, gdzie kurwa !?

Mój znajomy dostał osiem miesięcy na trzy lata za rozwalenie lodówki, a dyrektor szpitala w którym przez syf zmarło kilkanaście noworodków dostał osiem miesięcy na dwa lata.
Ciekawe co feralnego dnia zaserwował pacjentom na podwieczorek...



* tak naprawdę wybrałem to ponieważ czarni nie potrafią pływać, ale rasizm jest niepopularny, więc powiedzmy że to będzie nasza mała tajemnica.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Ale o co chodzi?

Co to takiego?

Wypadało by co nieco napisać o tym, co skłoniło nas do dzielenia się w internecie swoimi przemyśleniami (głębokimi bardziej lub mniej) , doświadczeniami (raczej biedniejszymi niż bogatszymi) i uczuciami (raczej negatywnymi, niestety).

Jesteśmy młodymi ludźmi, ciekawymi otaczającego nas świata który inspiruje (czy raczej zmusza?) do przemyśleń. Wychodząc na ulice, otwierając gazetę czy buszując w internecie nie sposób po jakimś czasie zadać sobie pytania „O co tu kurwa chodzi? Czemu ja żyję w takim bagnie? Dlaczego nie mogę żyć tak jak chcę?”.

Nie spłynęło to na nas ot, tak nagle. Ciężko mi określić dokładną datę rozpoczęcia „głębszej analizy” miejsca w którym żyjemy (lokalnego jak i globalnego). Po prostu, spotykaliśmy się przy piwie i rozmawialiśmy. Nie mając lepszych rozrywek w miejscu którym żyjemy, wyszło na to, że najciekawiej jest podyskutować trochę, powymieniać się poglądami i przemyśleniami, aż w końcu dojść do smutnego i nieuchronnego wniosku „Panowie, wygląda na to, że żyjemy pod butem bandy debili”. Nie czując się z tym komfortowo, i jednocześnie chcąc o tym mówić głośno, spontanicznie postanowiliśmy założyć bloga, opisującego co ciekawsze zdarzenia z naszego małego światka znajdującego się gdzieś pomiędzy obcasem a wypisanym rozmiarem buta.

Mam nadzieję, że nie zanudzi to Was, jak i nas to nie nudzi (i wkurwia).