środa, 24 czerwca 2009

Bimber

„Prawo pędzenia bimbru jest prawem człowieka” – jak zauważył najsłynniejszy polski bimbrownik i egzorcysta.

Podoba mi się takie konkretne prawo. Dzisiaj, przy całej masie praw człowieka i przy całym ogromie wolności (słowa, wyznania, myśli, etc.), gdy chcemy zrobić coś konkretnego, okazuje się, że… nie wolno.

Tak jest i z bimbrem. Nie dość, że na naszym wolnym rynku kupowanie i sprzedawanie go jest zabronione, to jeszcze w całym naszym przestrzegającym podstawowych praw i wolności kraju nie można go produkować nawet we własnym domu, na własny użytek.

Nie zamierzam tutaj nikogo przekonywać, że państwo wcale nie chroni w ten sposób naszego zdrowia, ani że wpływy z akcyzy wcale nie są konieczne do walki z alkoholizmem, bo jeśli ktoś w to wierzy, to tylko jakiś naprawdę ciężki frajer. Tego, jak niszczący wpływ na życie lokalnych społeczności ma wsadzanie do pierdla Bogu ducha winnych emerytów, kontynuujących swoje rodzinne tradycje, też chyba nie muszę wyjaśniać.

Chcę jedynie zwrócić uwagę na pewną, zwykle niedocenianą korzyść płynącą z picia bimbru. Otóż, kupując produkt o niepodwyższonej sztucznie cenie, bądź też próbując własnych sił w dziedzinie domowego gorzelnictwa, człowiek nie tylko oszczędza pieniądze i przyczynia się do rozwoju regionalnej kultury. Poza tymi oczywistymi dobrodziejstwami, bimbrownictwo niesie ze sobą coś znacznie ważniejszego. Udowadnia, że wszystkie nasze prawa i wolności idzie rozbić o kant dupy.

Bo oto te pięknie brzmiące formułki nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Okazuje się bowiem, że z rzeczą najzupełniej normalną w potwornych zamordyzmach, o których mieliśmy okazję uczyć się na lekcjach historii, w Europie XXI wieku musimy schodzić do podziemia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz